Recenzja filmu

Pojmani (2014)
Atom Egoyan
Ryan Reynolds
Scott Speedman

Uprowadzona

Obsadowe pomyłki nie są tak bolesne jak - zaskakująca w kontekście poprzednich filmów Egoyana - narracyjna indolencja. Film jest inspirowany faktami, przy czym akcent przypada tu na słowo
Z cyklu "Bajki o żelaznym wilku": oto pedofil z nienagannie przystrzyżonym wąsikiem (Kevin Durand) porywa córkę małżeństwa z miasteczka w kanadyjskiej prowincji Ontario (Ryan Reynolds, Mireille Enos). Trzyma ją w ukryciu przez osiem lat, ucząc gry na pianinie i racząc muzyką klasyczną. Śledztwo, które raz po raz wraca do punktu wyjścia, prowadzi nietuzinkowy duet: Ona (Rosario Dawson) jest tryskającą seksapilem śledczą i łapie pedofilów, wysyłając im własne zdjęcia po obróbce w photoshopie. On (Scott Speedman) to twardy glina z miękkim sercem, dźwigający bagaż bolesnej przeszłości. W międzyczasie egzaltowany porywacz tresuje swoją nastoletnią ofiarę na naganiaczkę kolejnych dzieciaków i dopuszcza się wyrafinowanych psychicznych tortur na jej matce, wysyłając jej zęby i trofea łyżwiarstwa figurowego. Potem jest też konspira, bal u ambsadadora, pościg i strzelanina na zaśnieżonych ulicach. Cóż, za dużo tego "dobra".

Michał Oleszczyk śmieje się, że całość wygląda jak żer na niestrawionych resztkach świetnego skądinąd "Labiryntu" Denisa Villeneuve'a. Jest w tym sporo prawdy – w zasadzie wszystko wygląda tu jak gorsza wersja rzeczonego filmu (a przy okazji – ułomna wariacja na temat "Słodkiego jutra", bodaj najlepszego obrazu Egoyana). Ryan Reynolds ma zarost ze stali, lecz brakuje mu charyzmy Hugh Jackmana. Speedman jest zapuszczony i ma przetłuszczone włosy, ale do neurotycznego Jake’a Gyllenhaala mu daleko. Zdjęcia Paula Sarossy’ego są stylistycznie nijakie, nie budują niepokojącej, oblepiającej widza aury, o którą w "Labiryncie" zadbał genialny operator Roger Deakins. Czarę goryczy przelewa czarny charakter – wąsaty, rozmiłowany w operowych ariach i paradujący w kaszmirowym blezerku pedofil to już postać nawet nie z innego filmu, ale z innego świata. Mówi się tam z niemieckim akcentem, a każdy akt niegodziwości puentuje obłąkańczym śmiechem. I tylko tych asów brakuje w aktorskiej talii Kevina Duranda

Obsadowe pomyłki nie są tak bolesne jak - zaskakująca w kontekście poprzednich filmów Egoyana - narracyjna indolencja. Film jest inspirowany faktami, przy czym akcent przypada tu na słowo "inspiracja". Mnożące się dziury logiczne, niewytłumaczalne zachowania bohaterów, cudowne zbiegi okoliczności – zabierzcie butapren, trzymanie ręki na czole przez cały seans to jednak spory wysiłek. Oczywiście, nie trzeba dodawać, że całkowicie rozwadnia to istotny i zasługujący na lepsze kino, temat.  

Twórca opowiada achronologicznie, miesza czasowe płaszczyzny, starając się wodzić widza za nos i trzymać go w ciągłym napięciu. Przejścia pomiędzy poszczególnymi segmentami są szybkie i nagłe, ale wbrew zamysłowi nie nadaje to całości charakteru filmowej łamigłówki. Jest w utworze scena, w której jeden ze współpracowników bohaterki wnioskuje z rozsypanych puzzli o tym, co przedstawia cały obrazek. Egoyan chce narzucić widzowi ten mechanizm odbioru, lecz filmowa intryga jest tak licha, że równie dobrze mógłby opowiedzieć historię od końca. Albo nie opowiadać jej wcale.
1 10
Moja ocena:
3
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones